W lutym 2020 roku przyleciałam do Wenecji na kilka ostatnich dni Karnawału. W listopadzie miasto przetrwało największą od wielu lat powódź. Zniszczenia były bardzo poważne. Na czas Karnawału miasto jednak zdążyło się przygotować. Przybyło wielu turystów z całego świata. Na Placu św. Marka odbywały się zaplanowane imprezy. Ulice mieniły się barwnymi strojami przebierańców. Mimo lutowego chłodu atmosfera była gorąca. Nikt nikt przeczuwał, że impreza zostanie przerwana…
Nie śledziłam na bieżąco informacji w mediach. Nie wiedziałam, że wirus SARS-CoV-2 zbliża się do Europy. Z wielkim zaskoczeniem przyjęłam wiadomość, że to właśnie w Lombardii graniczącej z Wenecją Euganejską, 21 lutego stwierdzono pierwszy we Włoszech przypadek Covid-19.
Karnawał zakończono w popłochu w niedzielę 24 lutego. Bardzo dużo ludzi wyjechało z Wenecji. W hotelu recepcja odbierała telefon za telefonem odwołujące najbliższe rezerwacje. Zostałam w Wenecji do wtorku.
W poniedziałek Wenecja pachniała proszkiem do prania. Na podwórkach i w zaułkach rozwieszono kolorowe ubrania, ręczniki, pościel. Zycie toczyło się dalej. Niebezpieczeństwo wydawało się czymś nierealnym. A jednak…
We Włoszech od początku pandemii zmarło blisko 100 tysięcy ludzi.